Jeden mądry facet, z którym mam zaszczyt i przyjemność przyjaźnić się, niedawno wrzucił na Facebook pytanie:
Zapytał (podstępnie, jak mniemam), czy to nagłe przeniesienie edukacji tradycyjnej online, jak każda zła sytuacja, będzie mieć swój dobry aspekt. Zapytał (z nadzieją, jak mniemam), że tak. Jerzy zadał swoje pytanie myśląc o szkole wyższej. Pytanie jednak ma sens w szerszym, bezprzymiotnikowym kontekście.
Jakie dobre aspekty tej sytuacji sama sobie wyobrażam? Przez moment pojawiło się u mnie odrobinę egoistyczne marzenie, że edukacja zdalna zostanie wreszcie nobilitowana i już nikt o zdrowych zmysłach nie powie, że online domyślnie znaczy "gorszej jakości". Pominę je jednak i sięgnę trochę dalej, trochę głębiej i trochę poważniej.
Otóż marzy mi się, że to przelewanie z tradycyjnego w zdalne da efekt tzw. disruptive technology. Polskie tłumaczenie - technologia przełomowa - nie oddaje w pełni sensu anglojęzycznego oryginału. Nawet jeśli przełom jest oczekiwanym skutkiem, chodzi tu raczej o technologicznie inspirowane zamieszanie, bałagan czy nawet destrukcję ("zła sytuacja"), w efekcie której - gdy opadnie już kurz tej e-zadymy - wyłoni się nowe, lepsze ("dobry aspekt"). Co miałoby to oznaczać w kontekście szkoły (również wyższej)? Osobiście chciałabym, by było to rozbicie starego systemu edukacji i powstanie nowych, lepszych rozwiązań.
Czy to już się dzieje? Nic na to nie wskazuje. 2 duże raporty, przygotowane przez Centrum Cyfrowe i Inicjatywę Obywatele dla Edukacji uświadamiają nam, że w większości szkół największym zmartwieniem jest, jak przelać z tradycyjnego w zdalne i ani kropli (lekcji, zadania domowego, słupka, listy słówek itd.) nie uronić. Nie znane mi jest podobnie szerokie i szczegółowe badanie dla szkół wyższych, ale z codziennej obserwacji wnoszę, że na uczelniach jest podobnie. Dodatkowym zmartwieniem uniwersytetu jest, jak nie dać się oszukać na zdalnych testach i egzaminach. Czyli zaprzęgliśmy sobie nowe technologie, by wykład w piątek o 8.00 rano mógł odbyć się ... w piątek o 8.00 rano, tyle, że na teamsach. I egzamin - też na teamsach, ale koniecznie z włączoną kamerką, żeby było widać, czy nie ściągają. Disruptive? Bynajmniej. Nie w pozytywnym sensie, w każdym razie. To jest edukacja, która zabija: przyjemność z uczenia się; komórki mózgowe; i nas - powoli.
To czego ja właściwie chciałabym?
Chciałabym, by ten nagły zwrot "w zdalne" zaowocował edukacją szkolną (również wyższą) "w zwolnionym tempie". W moim rozumieniu jest to edukacja oparta na dobrych, mądrych zadaniach*:
otwartych (jest więcej niż jednak odpowiedź; a już na pewno więcej niż jedna droga do rozwiązania) i, dzięki temu, mobilizujących do myślenia krytycznego;
mających charakter długoterminowych projektów, międzyprzedmiotowych / wieloaspektowych; wymagających szukania połączeń między różnymi dziedzinami wiedzy, a nie tylko wiedzy "że";
realizowanych zespołowo, choć z elementami pracy indywidualnej (bo nie każde zadanie dobrze wychodzi w grupie; i nie każdy uczeń lubi pracę zespołową);
ocenianych kształtująco, przez na różnych etapach wykonania;
dających nauczycielowi możliwość nawiązani dialogu z uczniem.
I zmieńmy wreszcie tę szkołę (również wyższą), bo taka, jak teraz - tradycyjna czy zdalna - jest zła. Pokazała nam to dobitnie ta klecona naprędce edukacja zdalna w czasach zarazy. Być może to jest ten "dobry aspekt". Oby.
תגובות